III Motorowy Rajd Prawników
wrz
Warszawa – Bruksela – Warszawa 27.VIII – 31.VIII.2003
Jak niesie wieść gminna i powiatowa III-ci Motocyklowy Rajd Prawników Warszawa-Bruksela-Warszawa wyruszył – jak co roku – z Placu Zamkowego. Samego początku nie widziałam, ale podobno było 5 motocykli i eskorta policyjna w sile jednego policjanta, za to podobno bardzo ważnego. Dał radę upilnować!
Tak więc na starcie w Warszawie (w)stawili się: 1. Chief (mais, bien sur, jakżeby inaczej); 2. Magda – Hayabusa (odsyłam do jej relacji pt. jak naprawiałam motocykl przed wyjazdem; podziwu godne samozaparcie i żelazna konskekwencja); 3. Mikołaj z £odzi (który podczas tego rajdu zyskał wdzięczna ksywkę Miki; nie mylić z Mikołajem II – Komornikiem, ten dołączył gdzieś w Polsce); 4. Andrzej z Przasnysza (niestety bez Joli, bardzo szemrane wymówki); 5. Robert w Ogrodniczkach (wszyscy juz wiedzą kto zacz, nie ma potrzeby się rozwlekać). Grupa miała na starcie tylko godzinkę opó¼nienia, a do przejechania niecały tysiączek (tak mówią, mój komputer mówi, że 700 km z Warszawy do Pilzna, ale licho ich wie jak jechali). Norbi dołączył w Częstochowie, Mikołaj II, jak już wspomniałam, gdzieś w Polsce. Jarzynki pomknęły południem i razem z Tomkiem i Asią zameldowały się na przejściu granicznym w Cieszynie.
Pościg za Rodos, Lipiec 2003
lip
Postanowiłem dojechać na motorku do wyspy Rodos. Tam popływać, posurfować. Powindsurfować. Wypocząć i zrelaksować się poprzez kompletne wycieńczenie. I udało się. Plan wykonałem. Na maksa. I właściwie mógłbym na tym poprzestać. ¯eby jednak przykrości nie robić tym, którzy czekają na moje kolejne pseudo-literackie wpadki, jeszcze parę słów na temat szczegółów mojej eskapady. Parę.. Dla niepoznaki.. Moja podróż była zupełnie „odlotowa”. Szczególnie odlotowa była trasa przez Bałkany. Słowacja, Czechy i Węgry to betka. To jak u siebie. Tyle razy już przejeżdżałem te szosy na motorku w ciągu ostatnich kilku lat. Do Budapesztu dojechałem w ciągu jednego dnia. W niedzielę. Mimo długiego postoju na obiedzie u mamy w Bielsku-Białej. Z Bielska wyjechałem o 16.00. W Budapeszcie byłem o 22.00. Mimo trzech granic i kilku postojów na tankowania. Fajna, równa jazda. Górki przed Bańską Bystrzycą, a szczególnie Okręg Martin zawsze sprawiają wiele sportowej radości. W Budapeszcie w hotelu Ibis za równowartość 35euro ze śniadaniem. Na drugi dzień, ok. 12.00 po odespaniu wszystkich przedwyjazdowych imprez, wyjechałem z Budapesztu. Miałem w planie w tym dniu jeszcze dojechać do Skopie w Macedonii. Po drodze zwiedzić Belgrad. Na M5 za Budapesztem, za 10euro jazda kosmiczna. Sam na trzypasmowej autostradzie. Równej jak stół. Rozwijałem maksa. Kto powiedział, że R1 nie pójdzie 275 z sakwami Oxforda na równej, pustej drodze? Pójdzie. Bez turbulencji. Pewnie. Twardo. Równo. Poczciwa Klaczka. Kotłowałem tak między 250 a maksem przez dobrą godzinę. Czyli do Segedu i granicy z Jugosławią. Manitou czuwał. Pozwolił. Wiedział ze rachunki popłaciłem w zeszłym roku. I widział ze zachowywałem granice rozsądku. Mimo wszystko. Próbując nie narażać innych.
Èerná v Pośumavi – Èeský Krumlov
lip
4.VII – 6.VII lipiec 2003
Organizacja: Generał-Major Sławek Dylewski Współpraca: Katarzyna Zajfert
Miało być +/- w połowie drogi pomiędzy Strasburgiem a Warszawą. Koniec końców okazało się, że strona francuska trochę naciągała i przedstawiciele Przasnysza pokonali pierwszego dnia ponad 900 km podczas gdy niżej podpisana – zaledwie ok. 640 km.
Spotkanie w piątek wieczorem nad jeziorem Lipno. Hotel o wdzięcznej i dźwięcznej nazwie „SWING”, około 4 km od Èernej v Pošumavi. Trochę trącił poprzednią epoką, ale basen był (pięciometrowy. to oczywiscie długość, a nie głębokość). I sauna podobno, ale sauny nie widziałam. Pierwszy na miejsce dotarł Robercik, jak zwykle ignorując resztę grupy, która powoli zbierała reprezentacje z różnych stron Polski. A więc: Jolę z Andrzejem (FJR) i Martę z Adamem (Ventura), którzy ruszyli z Przasnysza właśnie dzielnie gonił Chief z Warszawki na R1. Sławek z Markiem dobili koło Piotrkowa, a Tomek z Asią (Busko-Zdrój, wierni wyznawcy Suzuki) i Kuba z Krakowa dołączyli w Cieszynie. I Mikołaj (nie święty, nie z Laponii tylko z Leszna) też gdzieś dołączył, ale nie wiem gdzie.